Kładka przez Mołtawę

Kładka przez MołtawęPiesze połączenie brzegów Motławy w rejonie wyspy Ołowianki to konieczność, jeśli realnie chcemy ożywić zapomniane rejony Angielskiej i Siennej Grobli - pisze Michał Tusk, dziennikarz "Gazety"

Zarzuty wobec pomysłu gdańskiej kładki można podzielić na dwie grupy - ideologiczno-historyczną oraz żeglarsko-logistyczną. Te pierwsze opierają się z reguły na następujących argumentach: kładki w tym miejscu nigdy nie było, kładka zaburzy panoramę Motławy i będzie architektonicznie odstawać od otoczenia.

Argumenty te poważnie mnie dziwią. Ich elementem wspólnym jest niechęć do jakiejkolwiek zabudowy w śródmieściu, która nie ma odzwierciedlenia w przeszłości. Gdyby w jakimkolwiek momencie historii Gdańska podobne myślenie owładnęło jego włodarzy, nie powstałoby z pewnością wiele symboli miasta - takich jak choćby Bazylika Mariacka (wyraźnie przytłaczająca okoliczną zabudowę).

A dziś z kolei najbardziej martwi, że przez odcięcie od śródmieścia obumierają kwartały dobrze zachowanej przedwojennej zabudowy przy Angielskiej Grobli czy ul. Seredyńskiego. Kładka oczywiście sama tych rejonów nie ożywi, ale z pewnością wpłynie na zmianę zachowań turystów, którzy chętniej zapuszczaliby się w te rejony miasta.

Doskonale rozumiem za to zarzuty żeglarzy. Wiedzą, w jakim kraju żyją, więc mogą się spodziewać, że kładka będzie otwierana np. w poniedziałki i piątki, od godz. 17 do 18, albo - np. - tylko w dni parzyste, słoneczne i przy pełni księżyca. Oczywiście tylko do czasu, kiedy się zepsuje.

Dlatego trzeba ich obawy wziąć sobie poważnie do serca i dopuścić ich do poważnej dyskusji - ale nie o tym, czy kładkę zbudować, ale jak to zrobić, by dla żeglarzy stała się praktycznie niezauważalna.

Niedopuszczalne jest np., by kładka była otwarta dla pieszych np. przez 20 minut, a potem tyle samo czasu zajmowało jej rozsuwanie, by Motławą mogły przepłynąć jachty. A takie właśnie zapowiedzi już słyszeliśmy.

Na świecie jest wiele przykładów tego typu obiektów, które stają się wręcz symbolami miast. Podobny symbol, a nie prosty "obiekt mostowy", musi powstać w Gdańsku. Nie obejdzie się bez konkursu architektonicznego, tu nie wystarczy zwykły przetarg na projekt budowlany.

Czy kompromis jest możliwy? Oto moja propozycja. Największym problemem w szybkiej zmianie położenia przęsła będą ludzie przebywający na kładce. Dlatego potrzebne jest rozwiązanie, w którym nie muszą oni opuszczać kładki podczas procesu jej otwierania. Potrzebne jest przęsło obrotowe, "przymocowane" z jednej strony do brzegu za pomocą odpowiedniego "przegubu". Przegub umożliwiałby wejście na obrotowe przęsło bez względu na jego położenie - nawet wtedy, gdy byłoby w trakcie ruchu. Z drugiej strony przęsła, automatyczne bramki zamykałby się na czas otwarcia przeprawy, by piesi nie powpadali do wody. W ten sposób kładkę można by otwierać i zamykać co minutę, dzięki czemu żeglarze musieliby co najwyżej dostosować prędkość przy dopływaniu do niej. A fakt częstego otwierania kładki zamiast przeszkadzać pieszym, stałby się dla nich dodatkową atrakcją - dzięki możliwości podziwiania Motławy ze zwisającego i obracającego nad jej lustrem przęsła.

O tym, że kładka przez Motławę jednak powstanie, pisaliśmy trzy tygodnie temu. Zgodę na realizację przedsięwzięcia wyraził wojewódzki konserwator zabytków. Mimo to, pomysł ciągle wywołuje emocje. Na naszych łamach o kładce pisali już Aleksander Masłowski, gdański przewodnik i rektor Akademii Rzygaczy oraz znawca historii Gdańska prof. Andrzej Junaszajtis.

Źródło: www.miasta.gazeta.pl/trojmiasto
Zaloguj się jako Użytkownik aby móc dodawać komentarze.
«
»
«
»